Popularne posty

środa, 13 kwietnia 2011

SILNIK - przegrzanie

Co robić gdy "zagotuje" się silnik?

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak


Przegrzanie jednostki napędowej może skutkować przepaleniem uszczelki pod głowicą. Od naszej reakcji zależy, czy unikniemy poważnych usterek. Co więc robić?
Jeśli podczas jazdy nagle zaczną się wydobywać spod maski kłęby pary, nie wróży to nic dobrego. Kontynuowanie jazdy z przegrzanym silnikiem byłoby dla niego zabójcze. Należy natychmiast zjechać na pobocze i zgasić samochód.
Objawów przegrzania silnika nie da się nie zauważyć. Pierwszym z nich jest temperatura powyżej 90 stopni, która ciągle rośnie. Drugi objaw to wspomniane wyżej obłoki pary. Wraz z temperaturą cieczy chłodzącej rośnie również jej ciśnienie. Aby wewnątrz układu nie doszło do eksplozji, gorąca para po osiągnięciu ciśnienia ok. 1,5 bara i temperatury ok. 130 stopni Celsjusza ulatnia się przez specjalny zawór w pokrywie zbiorniczka wyrównawczego. Nie wolno wtedy odkręcać pokrywy, gdyż para jest bardzo gorąca.
W międzyczasie należy poszukać przyczyny awarii. Na początek pod lupę trzeba wziąć wentylator chłodnicy. Powinien się włączyć, gdy temperatura cieczy chłodzącej osiągnie ok. 100 stopni. Jego awaria jest częstą przyczyną przegrzania silnika. Drugą z częstych przyczyn jest tzw. zawieszenie się termostatu. Najdotkliwsza w skutkach może być awaria pompy wody. Zatarcie jej łożysk często powoduje zerwanie paska rozrządu.
Kiedy płyn się ochłodzi, można już uzupełnić jego ubytek. Doraźnie na wzrost temperatury pomoże włączenie ogrzewania. Wtedy odprowadzimy z silnika trochę ciepła. Jednak nie ominie nas wizyta u mechanika. Nie zapominajmy o regularnym sprawdzaniu poziomu płynu chłodniczego w zbiorniczku. Zajmie to tylko chwilę, a może oszczędzić wielu kłopotów.
---
Hubert Pieszak
Więcej info na moim moto - blogu:
motoryzacjawpigulce.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

TOYOTA AVENSIS kontra HONDA ACCORD

Avensis i Accord

Autorem artykułu jest Radosław Małecki


Przedstawiam subiektywny test porównawczy 2 samochodów z podobnej półki i wpodobnej cenie. Jak bardzo się różnią? Nie bardzo, ale jak to zwykle w życiu bywa: diabeł tkwi w szczegółach.

Jakiś rok temu miałem okazję pojeździć nową Toyotą Avensis. Jakoś w tym czasie nie było okazji nic o niej napisać. A może po prostu zapomniałem o tym samochodzie?
Uważam, że każda Toyota charakteryzuje się dwoma cechami. Po pierwsze jest dosyć niezawodna, a po drugie nudna. Bardzo nudna... Pewnie dlatego o niej zapomniałem. Obawiam się wręcz, że gdybym kupił ten samochód i postawił go u siebie na podjeździe, to następnego dnia poszedłbym do pracy na piechotę, bo po prostu umknęło by mi, że mam samochód.
Ale kilka słów o samym samochodzie. Był to egzemplarz napędzany silnikiem benzynowym o mocy niespełna 150 KM. Za mało. To znaczy do sprawnego przemieszczania się wystarczy, ale do niczego więcej.
Linia? Jak na Toyotę całkiem w porządku. „Mój” egzemplarz miał tzw. „pakiet chrom”, czyli chromowane obwódki wokół szyb i bardzo ładne czarno – srebrne felgi 17”. Wyglądał bardzo sympatycznie. Podobała mi się też opadająca linia dachu i malutkie ostatnie okienko (to było kombi). W środku też jest nieźle. Jak dla mnie to skrzyżowanie stylistyki Mercedesa i Renault. Nie widziałem tam wprawdzie żadnej rzeczy nawiązującej bezpośrednio do tych marek, ale takie właśnie odniosłem wrażenie. Jeździło się też całkiem nieźle. Pewnie 17” felgi miały na to wpływ. Moc była nieco za mała, ale na pewno znośna.
Skoro więc wszystko było „OK.”, to czemu się czepiam? Bo chodzi też o to, jak człowiek się w danym samochodzie czuje. Chodzi o czysto subiektywne wrażenia. Doznania z przejażdżki Avensisem były następujące: miałem wrażenie, że urosły mi wąsy i kapelusz. I nie chodzi bynajmniej o jakąś stylową panamę, tylko o zwykły polski kapelusz z lat 80-tych.
Właściciel tegoż pojazdu miał kilka miesięcy temu pewną przygodę z łosiem. Jemu samemu na szczęście nic się nie stało (właścicielowi, bo łoś poległ, czyli dostał za łażenie po szosie), natomiast Toyota poszła do kasacji. Niech jej ziemia lekką będzie... Człowiek musiał nabyć kolejny pojazd i tym razem kupił Hondę Accord.
Ten samochód ma również silnik benzynowy o mocy 150 KM, co oczywiście również jest za mało.
No cóż, muszę przyznać, że ten samochód jest dużo ładniejszy. Ni to elegancki, ni to sportowy. Może to tak zwana „sportowa elegancja”? Pod maską są dwie niespodzianki. Pierwsza z nich to belka usztywniająca kielichy amortyzatorów (bardzo dobrze), a drugą jest to, że silnika nie przykryto tak modnym dziś plastikiem. Tak więc, po podniesieniu maski mogłem powiedzieć: O! Silnik! Spodobało mi się to. I jeszcze te śliczne, chromowane klamki... Cudeńko.
W środku też jest bardzo dobrze. Deska jest „obfita” i w ogóle taka „po mojemu”. Drążek zmiany biegów wydaje się bardzo mały, ale idealnie trafia w rękę, nawet, gdy ma się ją na podłokietniku. Bardzo fajna jest kierownica – bo nieduża. Rewelacyjne są też fotele. Twarde i z dobrym trzymaniem bocznym.
Jazda jest przyjemna i nie za miękka. Mocy trochę za mało, ale wersja z dwustu konnym silnikiem chyba by mnie zadowoliła całkowicie.
Jeśli już miałbym się do czegoś czepiać, to zwróciłbym uwagę na to, że obwódki zegarów to pomalowany na szaro (srebrno?) plastik. Za te pieniądze obwódki (sztuk 3) powinny być chromowane i błyszczące. Ale przyznaję, że to jedyna rzecz, która mi się nie podobała.
No i jeszcze to „subiektywne odczucie”. Różnica jest taka, że jeżdżąc Accordem można czuć się jak całkiem miły gość z nieposkromionym apetytem na życie. Jeżdżąc Avensisem będziecie się czuli raczej jak skłócony ze wszystkimi prowincjonalny działacz PiS. Co wybieracie?
---
zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/
Radosław Małecki

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl